Witam,
piszę z nadzieją o poradę... Dokładnie tydzień temu odwiedziłam dentystkę ze zdjęciem panoramicznym szczęki (od kwietnia z przerwami miałam ataki bólu (co kilka dni, czasem puszczało mnie na tydzień lub dłużej) po prawej stronie, bolało mnie ucho - początkowo myślałam, że tu leży problem i przeszłam leczenie, potem doszła głowa, oko i czaszka. Zdawałam sobie sprawę, że mam ubytek w siódemce, jednak nie odczuwałam bólu tożsamego z dziurą (dawno temu przez to przechodziłam przy innym zębie i wspominam dolegliwości zupełnie inaczej) - nie pojawiła się reakcja bólowa na ciepło/zimno, nie czułam rwania ani nic niepokojącego powiązanego z siódemką. Miałam dużo na głowie, brak czasu, naukę i wstyd się przyznać - odwlekałam wizytę, robiłam okłady i brałam silne środki przeciwbólowe, które działały. Napad bólu w niedzielę był niesamowicie silny, miałam wrażenie, że coś rozsadzi mi mózg... We wtorek zrobiłam wspomniane zdjęcie i zjawiłam się z nim u Pani doktor, która stwierdziła 4 wyrżnięte ósemki, które nie mają miejsca i nie przebiły się przez dziąsła. Przed wejściem na fotel stwierdziła, że objawy z pewnością spowodowane są nieszczęsnym zębem mądrości, po obejrzeniu ubytku zmieniła zdanie, przy znieczuleniu rozwierciła zęba - eh, swoją drogą zdrętwiał mi tylko policzek, wiercenie wciąż było w kilku momentach bolesne, ale nie czepiałam się, założyła truciznę aby zapobiec bólowi (choć od niedzieli było w porządku). Ząb po zabiegu nie bolał, czułam tylko lekkie ćmienie i "ciągnięcie" dziąsła za pechową siódemką - które swoją drogą ma "uwypuklenie" od kwietnia. No i bolesny przez kilka dni przy dotyku policzek, czuję też chyba guzka na szczęce.
Trutka wykruszyła się z biegiem czasu w większej ilości, dziś przy jedzeniu, na sekundę w wywierconym dole utknął mi kawałek jedzenia, co spowodowało niemiłosierny ból, niczym wbijanie gwoździa w ten ząb. Uratował mnie silny lek przeciwbólowy. Chyba coś poszło nie tak, jak powinno?
Nie wiem, co myśleć, przy wizycie doktor zostawiła mi decyzję, czy go leczyć, czy usunąć, choć preferowała to drugie bo "jestem młoda i całe życie przede mną" nie będąc pewna, czy kiedykolwiek ząb mądrości się wybije z dziąsła i kiedy. Jeśli to siódemka powodowała bóle, to ścierpię i leczenie kanałowe, byleby zaznać spokoju.
Tylko... co teraz z tym zatruciem? Czy mam je wyciągnąć (jeśli znów zacznę cierpieć) agrafką, jak sugerowała dr? Jest od jutra na urlopie, więc nie ma opcji konsultacji. Czy powinnam iść jutro do innego dentysty i poprosić o ponowne zatrucie?
Przepraszam, jeśli mój post i pytania brzmią głupio, ale naprawdę już się pogubiłam, boję się bólu który potrafił odebrać mi kilkanaście godzin snu...
Pozdrawiam i proszę o napisanie, co o tym Państwo myślicie...
EDIT: Nie wiem, czy to ma znaczenie, ale przy nawiercaniu przed założeniem opatrunku podobno zebrała się ropa.
I w fazach ostrego bólu w kwietniu dwa razy miałam robione badania krwi (morfologia) w odstępach czasu z, wyniki nie wykazały jednak żadnych stanów zapalnych w organizmie.