Proszę o opinię, jak mam postąpić wobec "mojej" dentystki, która pół roku temu pozostawiła kawałek narzędzia w zębie i o tym mnie nie poinformowała.
Do dentysty udałem sie po kilkumiesięcznych "mękach", ból zęba narastał z każdym miesiącem, aż dzisiaj, po nieprzespanej nocy, nie wytrzymałem i udałem się do dentysty. Opowiedziałem Pani dr, że "4" była leczona kanalowo pół roku wcześniej przez "moją" dentystkę. Już po miesiącu od zakończenia leczenia, udałem się do "swojej" lekarki, aby zobaczyła, co się dzieje z zębem, bo ból nie ustępował. Zrobiła prześwietlenie i powiedziała, że jest "ok" i ból przejdzie. Niestety, ból nie przechodził, lecz się z dnia na dzień nasiłał,, aż do dzisiaj, gdy nie wytrzymałem z bólu. Dentystka, do której dzisiaj trafiłem zdecydowała o otwarciu zęba. Po wstępnym usunięciu wypełnienia, z głębi zęba zaczął dochodzić niemiły zapach, ale poczułem ulgę. Wiadomo było, że kanał nie był dobrze oczyszczony. Potem Pani dr zrobiła zdjęcie, na którym stwierdziła 4,5mm narzędzie ( tak określiła) tkwiące w kanale. Ząb pozostawiła otwarty, aby się oczyszczał, przypisała antybiotyk i umówiłem się na następną wizytę w poniedziałek 18 lipca. Będzie próbowała usunąć "tajemnicze" narzędzie....
Nasuwa się pytanie: Czy "moja" Pani dr wykonując zdjęcie zęba wiedziała, że pozostawiła w nim narzędzie i czy świadomie o tym mnie nie poinformowała? Na co liczyła? Dlaczego naraziła mnie na tak długotrwałe udręki, a nawet na utratę zdrowia? ( kto to wie, co mogłoby być, gdybym dzisiaj nie udał się do jakiegokolwiek lekarza). Co mam w tej chwili zrobić, czy mam pójść do "swojej" lekarki i powiedzieć, co się stało. Czy raczej tego nie robić? Czekam na opinie....