Witam,
8 lat temu miałam leczoną kanałowo dolną szóstkę.
2 miesiące temu ząb zaczął się odzywać, ale dość delikatnie, ból na nagryzanie i uczucie ucisku.
Dentystka otworzyła ząb, zatruła ponownie i zaczęła się jazda.
Akurat leciałam na wakacje więc w samolocie zęba mało mi nie rozsadziło i tak było kolejne 3 dni po locie. Dentystka po moim rozpaczliwym telefonie poleciła wydłubać fleczer, nosić watkę i często płukać ząb wodą utlenioną i brać 5 dni antybiotyk dalacin, który na wszelki wypadek wypisała.
Tak robiłam 3 tyg, poszłam na kolejną wizytę, kolejne zatrucie i znowu ból, który minął po jednym dniu.
Dentystka poleciła wrócić po dwóch dniach i znowu wyczyściła ząb, z tym że tak intensywnie że następne 3 dni chodziłam po ścianach i znowu wyjęcie fleczera i antybiotyk a w końcu skierowanie na mikroskop.
Pod mikroskopem nowy Pan doktor znalazł dodatkowy kanał z martwą miazgą a w zdjęciu rtg uwidoczniło się ułamane narzędzie. Niestety bardzo głęboko i za krzywizną korzenia więc raczej nie do wyjęcia.
Zatruł ząb na kolejny tydzień, ale niestety nadal go czułam i byl ból przy opukiwaniu i na nagryzanie.
Ząb jest zatruty znowu na kolejny tydzień, pan doktor owiercał to narzędzie dookoła i starał się wpuścić tam płukanie itp. Zalepił ząb opatrunkiem światłoutwardzonym na kolejny tydzień ale przy tej burzowej pogodzie ząb nadal jest czuły na opukiwanie i ciągle w tym jednym miejscu.
Czy jest sens jeszcze bardziej rozwiercać ten ząb i walczyć o niego czy należy go wyrwać?
Teraz nie jest to ból ale cały czas go czuję co bywa irytujące...